Opierają się pokusie wymagania ode mnie czegoś więcej, niż jestem w stanie zaoferować. Przypuszczam, że jest tak dlatego, iż znają mnie na tyle, aby mieć świadomość, że odpowiedź zdezorientuje ich bardziej niż cokolwiek im wyjaśni, jako że jest mi bardzo trudno wyrazić swoje myśli w kontekście nowoczesności XXI wieku. Uśmiechają się więc słodko przez telefon, kiedy mówię im o moim zamiarze założenia centrum edukacyjnego. Walczą ze sobą, aby nie zadać najbardziej nudnego pytania: czy istnieje rynek dla takiego miejsca. Nie wiem, czy na rynku jest miejsce dla ośrodka zajmującego się nauczaniem słowiańskiego jidysz, literaturą żydowską, chrześcijańskim mistycyzmem, arianizmem i Poezją Holokaustu pośrodku niczego. Najbliższa ludność żydowska znajduje się dwie godziny drogi stąd, w Krakowie, a nawet i ta społeczność jest niewielka. Z pewnością wśród uczonych zainteresowanie starożytnymi chrześcijańskimi tekstami jest duże, ale czy takim samym zainteresowaniem wykażą się również laicy?
Nie wszystkie projekty rodzą się z logicznego, racjonalnego podejścia, nie wszystkim towarzyszy biznes plan, góra pieniędzy, czy wsparcie ze strony rodziny i przyjaciół. Niektóre projekty rodzą się z pomysłu jednej lub dwóch osób, które spacerując samotnie pośród drzew obcują z przodkami. Przynajmniej tak właśnie się czuję, kiedy wspominam, jak mój mąż, Paweł, który właśnie wrócił z miasta trzymając zakupy opowiada mi o rozmowie, jaką odbył z pewnym sprzedawcą. „Szczęśliwego Nowego Roku!, powiedział Paweł. „Zobaczymy,” odpowiedział sprzedawca bez entuzjazmu. „Dlaczego? Co Pan przewiduje?” „Jak dotąd jest w porządku, bo nie wpuściliśmy uchodźców do kraju.” „Co złego jest w uchodźcach?” „Ich religia różni się od naszej.”
Wczoraj, wracając do domu z pięknego spaceru wzdłuż wiejskich dróg, spotkaliśmy przed domem piękną młodą parę. Ich maluch biegał i skakał po starannie zagrabionym stosie liści. Powiedzieli nam, że mieszkają w Belgii, ale teraz martwią się z powodu muzułmanów.
Strach jest w tych czasach dominującym czynnikiem mającym wpływ na nasze myśli. Tam leżą demony! I rzeczywiście tam leżą, ale mój rozsądek pochodzi bardziej z wewnątrz niż z zewnątrz. Zastanawiam się, czy gdyby muzułmańska para została naszymi sąsiadami, czy zamiast uciekać i ukrywać się przed nimi, czy ktokolwiek zapukałby do ich drzwi i przywitał ich ciastem. Co gdybyśmy zaprzyjaźnili się z naszymi sąsiadami?
Niektórzy mogą twierdzić, że w Utopii byłby to sposób na życie, ale nie w niebezpiecznym świecie, w którym żyjemy. Faktycznie, świat zawsze był niebezpieczny, ale czy powinno nas to powstrzymać przed byciem uprzejmym? Czy powinno nas powstrzymać przed nauką? Czy powinniśmy pozwolić nieświadomości wielu, na których duży wpływ ma kultura popularna, przekonanym o własnym autorytecie moralnym, na użycie siły wobec nas, wobec tych, którzy głoszą, że król jest nagi?
Jestem tutaj, w Polsce, bo zaproponowano mi opiekę nad posiadłością rodziny, której początki możemy odnaleźć w czasie rewolucji francuskiej. Byłoby tak łatwo zmienić ją w budynek przynoszący zysk, przekształcając ją w dom weselny, czy tani hotel dla tych, którzy nie mają szacunku dla historii tego budynku. Bardzo łatwo. Można jednak wybrać mniej uczęszczaną drogę, tę trudniejszą i mieć otwarte uszy na głos przodków, którzy opiekowali się ogrodami, malowali wiosenne kwiaty na płótnie, pisali wiersze i słuchali Nokturnów Chopina. Duch tego budynku pragnie, aby ponownie tchnąć życie w to, co kiedyś było uważane za święte. To wymaga od nas powrotu do miejsca, gdzie powzięliśmy złe decyzje i podjęcia nowych, tych dobrych.
Według Amerykańskiego Muzeum Pamięci Ofiar Holokaustu, społeczności żydowskie w Europie Wschodniej zostały zniszczone. W 1933 roku w Polsce znajdowała się największa liczba ludności żydowskiej w Europie – ponad trzy miliony osób. Do 1950 roku ludność żydowska w Polsce została zmniejszona do około 45 tysięcy.
Nie tylko Żydzi byli kozłem ofiarnym ówczesnego szaleństwa świata, ale także polska inteligencja, naukowcy i właściciele ziemscy. Była nim rodzina, w którą się wżeniłam, która straciła ziemię, dobytek, narodowość i w niektórych przypadkach zdrowie psychiczne. Nic nigdy nie było już takie samo dla nikogo, kto przeżył wojnę.
Źle zrozumieliśmy. Mordowaliśmy ludzi z powodu ich religii, stylu życia i ich wyglądu. Przyczepialiśmy im metkę „Inny”, tak jak robimy to dziś w stosunku do niewinnych muzułmanów, którzy osiedlili się w naszym sąsiedztwie szukając schronienia przed tym samym terrorem, którego sami byśmy się bali i przed którym byśmy uciekali.
Nadal źle rozumiemy. Ciągle kryminalizujemy całe społeczności ludzi, którzy modlą się inaczej niż my, których rytuały nie przypominają naszych, którzy obchodzą święta w innych dniach miesiąca niż my, ale czy to jest powód, aby wprowadzać nowy kodeks moralny, aby pozbyć się ich spośród nas?
Kogo oskarżymy, gdy pozbędziemy się wszystkich, którzy nie zachowują się jak my i na świecie nadal pozostanie zagrożenie i przemoc, niepokój i nienawiść? Na kogo wskażemy wtedy palcem? Będziemy mogli winić tylko siebie.
Więc tak, chciałbym, aby z ducha budynku w Sichowie wyłoniło się centrum edukacyjne, abyśmy mogli odzyskać to, co zostało utracone ponad sześćdziesiąt lat temu. Czy się czegoś obawiam? Tak, ale nie tyle o jakość swojego życia, ile o to, że będę narażona na atak, bezbronna i wyśmiewana. Z pewnością jednak jest to niewielka cena za nadzieję, że edukacja przyczyni się do zmiany na świecie, który potrzebuje tego bardziej niż pieniędzy, władzy, majątku, sławy czy statusu, który potrzebuje serca, tolerancji i współczucia.
Comments are closed.